Jak przeżyć w branży copywriterskiej i zarabiać na pisaniu

Pisanie tekstów na zamówienie to rozwijające i wykańczające zajęcie. Copywriting oznacza działanie na prężnie rozwijającym się rynku i… ciężką harówkę w polskiej rzeczywistości, gdzie jakość wciąż nie jest podstawowym celem wielu przedsiębiorców. Jak żyć, a raczej – jak przeżyć w takiej sytuacji?Cóż, mam na to kilka uniwersalnych wskazówek, które nie tyle pozwolą Ci być lepszym redaktorem – w sensie technicznym – ale z pewnością pomogą zrozumieć, jak efektywniej funkcjonować w branży.

I żeby było jasne – nie doszukuj się w tym tekście moralizatorstwa i bufonady (albo, nie daj Bóg, taniego coachingu). Sam chciałbym móc powiedzieć o sobie, że stosuję się do wszystkich tych punktów w stu procentach. Zrozum jednak, podobnie do mnie, że pokora nie wyklucza pewności siebie. Jeżeli zaczniemy wymieniać się opiniami wewnątrz, na konkretnych blogach, nauczymy się wiele, a zyska całe środowisko.

Oryginalność większa niż ten nagłówek

Oryginalność pisana wielkim O, związana z większą kreatywnością niż przykładowa cola z portugalskiego dyskontu. Mało oryginalne, wiem! W końcu zasady pokazujące, jak pisać nagłówki, podpowiadają, żeby tytuł brzmiał „10 sekretów na sukces w copywritingu” albo „8 skutecznych sposobów zarabianie jako copywriter”. To pierwszy sygnał, czego unikać (albo jak się tłumaczyć…). Bądź nie tylko stylowy, ale i autorski. Mówiąc wprost – nie zżynaj, bo się przejedziesz. Naturalnym elementem copywritingu jest inspiracja cudzymi treściami – opracowaniami, artykułami, zarówno polskimi, jak i zagranicznymi. Lektura blogów jest wręcz wskazana, ale… staraj się być kreatywnym. Wiem, nie każde zlecenie tego wymaga. Wiem, może liczyć się czas i w ogóle. Ale taka jest ta branża. Płaci się skutecznym, a skuteczni wiedzą, że wyróżniać należy się każdym detalem. Zresztą – naprawdę myślisz, że wujek Google nagradza za pójście drogą na skróty? Pamiętaj, że to on rozdaje karty w tej grze.

Przykład: Pierwotnie chciałem nazwać i poprowadzić ten artykuł w myśl „10 przykazań copywritera”. Doświadczenie i intuicja (choć w tym przypadku naprawdę trudno na to nie wpaść) podsunęły mi jednak pomysł, by wygooglować to hasło. No tak. Przede mną wpadło na to kilku branżowych blogerów. Nie kopiuję więc. Wolałbym co prawda angielskie „how to survive…”, ale nie narzekam. Jeżeli to czytasz, cel został osiągnięty.

Nie wyrzucaj tornistra i kredek…

… bo nigdy nie jest za późno, by pochodzić do szkoły. W przenośni, rzecz jasna. Masz wolną chwilę? Od kilku dni jedynym zajęciem, poza przeglądarkowymi pożeraczami czasu, jest upewnianie się, że nikt nie jest zainteresowany Twoimi usługami? Może być to najwyższy czas na porcję edukacji. OK – w kwestii redaktorskiej możesz wierzyć w to, że ogarniasz już wszystko. Gramatyka, interpunkcja, środki stylistyczne. OK – uwierz, zawsze można wiedzieć więcej, ale nawet jeżeli sądzisz inaczej, to popatrz, ile wokół copywritera pokrewnych zadań! Tu projektowanie stron, tam grafika komputerowa. To ktoś wszedł w PR, a ten przyszedł z IT. Wyszukuj kursy, oglądaj filmiki, wolny czas wykorzystuj na naukę. Zaczynaj od najprostszych rzeczy – ale jeżeli chcesz przeżyć jako freelancer, nie możesz stać w miejscu. Ta bajka nie będzie trwała wiecznie.

Przykład: Copywriting, content marketing są zdecydowanie na fali wznoszącej. Cyfryzacja życia, zwiększone oczekiwania względem produktów i usług – to wszystko sprawia, że wybraliśmy fajny, perspektywiczny zawód. Ale, ale, ale. Właściciele hurtowni z kasetami magnetofonowymi też zbudowali fortuny, te 20 lat temu. W ciągu kilku lat najpopularniejszy nośnik odszedł bezpowrotnie do lamusa, schodząc do zupełnej niszy. Ci bardziej przewidywalni w odpowiednim czasie przerzucili się na CD i cyfrową muzykę, ale ten, który upierał się przy swojej działce i nie szukał alternatywnych dróg – stracił cały potencjał.

Uszanuj

Uszanuj każdego klienta. Nawet jak delikwent nie potrafi sklecić zdania, nie wskazuje konkretów, sugeruje błędy w sztuce. Klient nasz pan, co zrobić. Postaraj się postawić w jego sytuacji. Być może to jego pierwszy kontakt z branżą content marketingu i nie do końca wie, czego może się spodziewać, jak oceniać efekty Twojej pracy. Jasne, to irytujące, gdy stajesz na głowie, a ktoś nie jest usatysfakcjonowany. Ale koniec końców – to on jest zleceniodawcą i jeżeli tekst jest dobry, to naprawdę będziesz w stanie udowodnić jego wartość. Wracając do kwestii uprzejmości, cóż, osobiście bardzo cenię sobie kulturalną wymianę maili, ale gdyby przejmować się tylko kwestią kiepskiej komunikacji – nikt w naszej branży nie uciągnąłby nawet minimalnego zysku.

Przykład: Jeżeli będziesz traktował zlecenie li i wyłącznie jako materiał do odwalenia, stracisz szansę poznania inspirujących przedsiębiorców, nieznanych dotąd branż, kierunków, w jakim idzie świat produktów i usług. Kto wie – może kiedyś Twoje kompetencje przydadzą się również w innej dziedzinie? Rozbudowana sieć kontaktów i profesjonalna komunikacja to jedna z silniejszych kart w twardej rozgrywce na rynku pracy. Pisałeś dla dużej firmy, której teraz potrzebujesz prywatnie i zaprezentowałeś się z dobrej strony? Może czeka na Ciebie rabat albo choćby i uprzejmość? Szacunkiem zyskujemy na każdym kroku.

Buduj bez zatrzymania…

… nie schodź z rusztowania. Ach, to prawda, nawet pisanie rymowanek na boku może okazać się kluczem do przetrwania. Otóż musisz być przygotowanym na jedno. Szczególnie na początku, ale i po wielu latach drogi – możesz trafić na przestój. Po prostu, mimo profesjonalnego przygotowania i reklamy, zwyczajnie w świecie będziesz miał mniej zleceń, mniej pracy. Jeśli możesz to przeczekać bez uszczerbku finansowego, patrz na wcześniejszą radę i zabieraj się do nauki. Jeżeli jednak pusty portfel zaciska Ci pętle na szyi, pora wykorzystać umiejętności w inny sposób. Przygotowuj materiały z myślą o giełdzie tekstów, zasil blogosferę, poszukaj alternatywnych zajęć. Może uda się blisko branży, ale nawet jeżeli nie – to trudno. Każde zajęcie, które nie będzie wykańczało na tyle, że nie będziesz w stanie choćby w minimum kontynuować copywriterskiej drogi, będzie OK.

Przykład: Jako chwilowo nieaktywny copywriter dostałeś pracę na umowie śmieciowej? Nie załamuj się! Jeżeli naprawdę pisanie jest Twoim przeznaczeniem i jesteś w tym dobry, prędzej czy później odkujesz się i wrócisz. A trudne czasy łatwiej przeczekać właśnie na zleceniówce albo dziele. Gdy wrócą zamówienia, łatwiej będzie Ci się rozstać z tymczasową pracą 🙂 A w wolnych chwilach zawsze buduj nazwisko. Blogiem, mediami społecznościowymi, dziennikarstwem.

Zaplanuj spontaniczność

Innymi słowy – życie copywritera jest pełne oksymoronów. Plan to podstawa, a nietrzymanie się deadline’ów prostą drogą do katastrofy. Jednak czas ma to do siebie – że jest rozciągliwy. Szczególnie, że forma w tym biznesie mocno uzależnia się od czynników zewnętrznych: abstrakcyjnej „weny”, pilnych zleceń, dobrego dnia, awarii prądu. Mówiąc krótko – nie zwlekaj do ostatniej chwili, ale szanuj czas wolny. Z drugiej strony – jeżeli chciałeś napisać, powiedzmy, te 3 artykuły dziennie, a ich przygotowanie zajęło niecałą godzinę, to chyba możesz zrobić coś nadprogramowego?

Przykład: Nawyki i pewność siebie to zguba nawet największego asa. Lubię to jak piszę, przyznaję bez bicia, ale mam określony zasób sformułowań, gdzieś leży granica mojej elastyczności. Choćby była bardzo daleko, nadal istnieje. Może to zweryfikować pierwsze lepsze zlecenie. Dlatego, mimo że to zupełny banał, wszyscy musimy pamiętać, by traktować klienta indywidualnie, za każdym razem szukać nowych rozwiązań.

Twoje teksty są świeże jak Ty

Po prostu, regeneracja to podstawa dla zdrowia i samopoczucia. Bez jednego i drugiego wkrótce wypalisz się jako twórca. To dość oczywiste, ale warte przypominania. Zbilansowana dieta, przyjemne hobby, kontakt z żywym człowiekiem. Dla osoby zatopionej w e-świecie to prawdziwe podstawy!

Przykład: Sam odwlekam modyfikację stanowiska do pisania na bardziej ergonomiczne, a przecież idę o zakład, że znacznie poprawiłoby to moją efektywność! Nie wspominając o zmęczonych oczach, promieniującym na bark bólu kręgosłupa, niewyspaniu. Potrzeba lat, by zdrowy copywriting wszedł w krew!

Przebijaj ceną, wygrywaj jakością

Jak przeżyć w branży copywriterskiej… Branży, w której agencja copywriterska konkuruje z freelancerami, a bój o jakość sprowadza się do obniżania lotów i wyboru najtańszej opcji. Jeszcze długa droga przed nami, póki zarobki nie wejdą na naprawdę wysoki pułap, a rynek uświadomi sobie w pełni, że jakość jest niezbędna. Jak wobec tego sytuować się wśród oszczędnych przedsiębiorców i silnej konkurencji? Kolejny truizm, ale jakże wymagający. Postaraj się zaoferować konkurencyjną cenę, ale daj z siebie wszystko. To musi zaprocentować. Dopóki w to wierzę, nie przestanę pisać. Tyle słowem podsumowania!

5 komentarzy

  1. a propos tych kaset… że wszystko kiedyś przeminie… w ramach szukania nowych możliwości rozwoju, a co a tym idzie w dalszej kolejności zarobku, ja mam obsesję… zawężania. nie chcę bawić się w grafika ani pijarowca. chcę pisać porządnie o finansach, ale czekam, aż wreszcie na sgh zbierze się odpowiednia liczba chętnych, by studia podyplomowe ruszyły.

    tak więc (przynajmniej tak mi się wydaje), nie trzeba szukać planu B poza pisaniem, ale pójść w konkretną tematykę, o której chce się pisać.

  2. Konieczność przeczekania „lat chudych” to bardzo ważny, a niestety trudno docierający przekaz. Warto jednak przetrwać. Myślę, że dodatkowym argumentem może być content repurposing – kiedy stworzyło się już sporo treści, można zacząć recycling dzięki czemu zaoszczędzi się czas przeznaczany na content marketing. Więcej na ten temat możecie przeczytać np w tym artykule: http://brandpro.pl/kilka-slow-o-content-repurposingu

  3. Ja się z tym nie zgodzę ” Postaraj się zaoferować konkurencyjną cenę, ale daj z siebie wszystko. ” Obniżanie swojej wartości i konkurowanie ceną nie jest zabiegiem dającym przyszłościowe korzyści. Klient, kiedy się sparzy tekstem za 5 zł, sam przychodzi do mnie po poprawki. Prosta kalkulacja w takim przypadku klient jest stratny 2 razy tyle, co zapłaciłby za jeden tekst w „normalnej” cenie, a nie szmatławiec do poprawki za 5 zł. Takie sytuacje uczą klientów, że czasami warto zapłacić więcej i mieć spokojną głowę, a nie później szukać kogoś, kto będzie poprawiał spartaczoną robotę. Druga rzecz w uogólnieniu o zaniżaniu cen. Obecnie niższa cena nie jest wcale atrakcyjniejsza dla klienta. Współczesny klient jest świadomy i woli zapłacić więcej niż dać mniej z obawą o niską jakość.

Skomentuj Nightwriterka Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *